piątek, 31 lipca 2015

RESTAURACJA MULK MISZEWKO



Jakiś czas temu postanowiłam, że będę dzieliła się z Wami moimi opiniami na temat restauracji w których jadam. Przylatuję do Polski mniej więcej raz na dwa miesiące i właśnie w tym czasie lubię wracać do tych dobrze mi znanych, tradycyjnych, polskich smaków. Restauracji z swojskim jedzonkiem jest w naszym regionie sporo, więc moją przygodę z rozpoczęłam w tej najbardziej polecanej przez znajomych i rodzinę, czyli restauracji MULK. 

Restauracja od początku zrobiła na mnie dobre wrażenie. Wnętrze urządzone jest estetycznie, bez zbędnych przedmiotów. Prawie wszystko wykonane jest z drewna. Wchodząc mogliśmy się poczęstować ogórkiem kiszonym oraz chlebem ze smalcem. Dla mnie ogórek i chleb ze smalcem to rarytasy, których bardzo mi brakuje, gdy przebywam w Norwegii. 

                         

Kelnerka przywitała nas szczerym uśmiechem i od razu przyniosła menu. Spodobało mi się, że dania w pierwszej kolejności opisane są w języku kaszubskim a następnie w polskim.

Jako przystawkę zamówiliśmy śledzia w trzech odsłonach: po kaszubsku, w occie i w śmietanie. Przystawka kosztuje 16 zł. Hmmm, może to i trochę sporo jak na śledzia, ale nie żałuje ani jednej wydanej na to danie złotówki. Danie podano w rzeźbionej, drewnianej desce. Wyglądało cudnie i tak też smakowało. Razem z mężem i mamą zgodnie stwierdziliśmy, że wszystkie odsłony były przepyszne. Osobiście jako zwycięzce wytypowałam śledzia po kaszubsku. Miał delikatnie pikantny i lekko słodkawy smak. Pychotka!

śledź po kaszubsku

śledź w occie

śledź w śmietanie


Restauracja oferuje również trzy rodzaje piw z regionalnego Kościerskiego browaru. Spróbowaliśmy dwóch z nich. Kościerskie pszeniczne (10 zł) oraz kościerskie Keller (8 zł).  Naszym faworytem zdecydowanie zostało piwo pszeniczne. Ma złotawy odcień i delikatny, zbożowy aromat. Piwo Keller zaś ma mniej wyrazisty aromat, także zbożowy lecz słodszy od poprzedniego.

regionalne kościerskie piwo

Po przystawce czas na pierwsze danie: czernina kaszubska na gęsinie z kluskami ziemniaczanymi własnego wyrobu (13 zł) oraz rosół ze swojskim makaronem (9 zł). Czernina to staropolska zupa przez niektórych nazywana też czarną polewką. Zupa o tej nazwie jest narodowym produktem tradycyjnym. Już Adam Mickiewicz wspominał o czarnej polewce w "Panu Tadeuszu" (podobno taką zupą został poczęstowany Jacek Soplica). Podstawowymi składnikami zupy są: gęsia krew (niektórzy używają krwi kaczej, kurzej lub króliczej) oraz mieszania octu i cukru. Szczerze powiem, że nigdy przedtem nie jadłam czerniny, właśnie ze względu na zawartą w niej krew. Jednak ciekawość zwyciężyła i postanowiłam jej spróbować. Ostatecznie przekonał mnie mój tata, który już nie raz ją jadał i zapewniał, że to nic strasznego, wręcz przeciwnie. Tak więc spróbowałam i szczerze powiem, że zupa bardzo mi zasmakowała. Dominował smak słodki, lecz po chwili poczułam też delikatnie pikantny. Jestem pewna, że do tej propozycji wrócę jeszcze wielokrotnie.

czernina kaszubska na gęsinie z kluskami
ziemniaczanymi własnego wyrobu

Rosół zaś można opisać tylko jednym słowem: obłędny. Idealnie wyważone smaki: słony i ostry. Makaron bardzo świeży i delikatny. Zupa smakowała jak podczas niedzielnego obiadu u babci.

rosół ze swojskim makaronem

Mój mąż postanowił spróbować też kaszanki z cebulką podaną z pieczywem i surówką z kiszonego ogórka. Danie kosztowało 12 zł, niska cena jak na tak sporą porcję. Oczywiście jej także spróbowałam i uważam, że była dobra jednak sałatka z ogórka, która była wyśmienita przyćmiła jej smak. Nie była zła, lecz nie wyróżniała się niczym szczególnym od tych które jadałam wcześniej.

kaszanka z cebulką podaną z pieczywem
 i surówką z kiszonego ogórka

Jako danie główne zmówiłam placek po kaszubsku z delikatnie pikantnym gulaszem z dzika i surówką z kiszonego ogórka (32 zł). Porcja była tak ogromna, że spokojnie najadłyby się się nią trzy osoby. Gulasz z dzika był wyborny. Mięsko było tak miękkie, że aż się rozpadało. Jednak muszę przyznać, że rozczarował mnie sam placek ziemniaczany. Osobiście uwielbiam placki i wiem jak powinno się je przygotowywać. Ten niestety był za gruby i spalony od wewnętrznej strony. Kucharz zapewne myślał, że tego nie zauważę, jednak już po pierwszym kęsie wyczułam smak spalenizny. Pomimo, iż mięso i surówka były naprawdę przepyszne, uważam że spalony placek skreślił całe danie. Kaszuby słyną z idealnych placków ziemniaczanych ten jednak nie powinien nosić nazwy "po kaszubsku"

placek po kaszubsku z delikatnie pikantnym 
gulaszem z dzika i surówką z kiszonego ogórka

placek niestety był spalony 

Kolejne danie główne, które zamówił mój tata to pikantne żeberka z metra z pieczonymi ziemniakami i zasmażaną kapustą. Cena 33 zł. Porcja gigantyczna. Kto zjada na obiad aż tyle ziemniaków?  Żeberka były zrobione dobrze, mięsko samo odchodziło od kości, jednak na pewno nie były one pikantne. Kapusta natomiast była przepyszna. Po raz kolejny dodatek do dania głównego przebił samo danie główne.

pikantne żeberka z metra z pieczonymi 
ziemniaczkami i zasmażaną kapustą

Ostatnim już daniem głównym, które zamówiła moja mama była pierś z kurczaka w sosie kurkowym podana z kopytkami (mama zamieniła je na ziemniaczki), zasmażanymi buraczkami i mieszanymi sałatami z sosem winegret. Cena 29 zł. To danie było zdecydowanie najlepsze z wszystkich trzech dań głównych które zamówiliśmy. Sos kurkowy wyśmienity, delikatny, kremowy, idealnie doprawiony. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Sos winegret do mieszanych sałat był obłędny. Naprawdę jeszcze nigdy nie jadłam tak pysznego sosu. Jedynym malutkim minusem były buraczki zasmażane, które były niedoprawione i miały dymny posmak. Jednak nie miało to dla nas najmniejszego znaczenia, ponieważ reszta dania była doskonała.

pierś z kurczaka w sosie kurkowym 
z zasmażanymi buraczkami i mieszanymi sałatami
z sosem winegret

Podsumowując, restaurację odwiedzę na pewno jeszcze nie raz. Głównie ze względu na ostatnie danie, pyszną czerninę oraz śledzia w trzech odsłonach. Nigdy natomiast nie zamówię placka "po kaszubsku". Rozumiem, że placek może się czasem przypalić, jednak NIGDY nie powinno się go serwować a tym bardziej ukrywać spalonej strony licząc, że klient się nie domyśli. Szczerze powiem, że do tej pory jestem zła na myśl o tej sytuacji. 

Obsługa w restauracji jest bardzo sympatyczna, na żadne z dań nie trzeba było czekać zbyt długo, ceny także nie są wygórowane. Mam jednak jeszcze jedną uwagę dotyczącą gigantycznych porcji. Mało kto jest w stanie zjeść danie główne w całości. Nie powinno się marnować jedzenia, dlatego uważam, że jeżeli na talerzu znalazłoby się o kilka ziemniaków mniej żaden klient nie wyszedłby głodny a talerze wracałyby do kuchni czyste i nie wyrzucałoby się jedzenia do kosza. 
Otoczenie restauracji także jest bardzo przyjemne. W słoneczne dni obiad można zjeść na zewnątrz. W pobliżu znajduje się też sklepik w którym można nabyć swojskie kiełbasy i przetwory oraz mała chatka ze zwierzątkami.

Poniżej przedstawiam kryteria którymi się posługiwałam oraz punkty jakie przydzieliłam za każde z nich.

OBSŁUGA 10/10
WNĘTRZE RESTAURACJI 8/10
OTOCZENIE 8/10
PRZYSTAWKI 10/10
PIERWSZE DANIA  8/10
DANIA GŁÓWNE 5/10
CZAS OCZEKIWANIA 9/10
DOJAZD 8/10

RAZEM   66/80






Restauracja Mulk
Kaszubska 63, 80-209 Miszewko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz...